Ania Walwicz

Ania Walwicz – poetka i pisarka. W dzieciństwie wyemigrowała z rodzicami do Australii. Zasłynęła jako autorka wiersza „Australia” (1981), który przez niektórych uznany został za obraźliwy, a wręcz obrazoburczy (wiersz_Australia). A dziś to już dzieło ikoniczne. O stosunku do kraju rodzinnego Walwicz pisze w wierszu „Poland” (1982). Jest też autorką kilku powieści: Boat (1989), Travel/Writing (1989), Red Roses (1992), w których eksperymentuje z językiem. Swoje zainteresowanie językiem realizuje także wykładając na Royal Melbourne Institute of Technology, gdzie uczy kreatywnego pisania. A więcej o poglądach autroki na temat emigracji, tożsamości i kultury w wywiadzie.

Między Polską a Australią – rozmowa z Anią Walwicz

MK: Pani wiersz „Australia” z 1981 roku stał się w Australii ikoną. Wszedł też do głównego obiegu, czytany jest w australijskich szkołach, cytowania i dyskusje wokół niego można z łatwością znaleźć w internecie. Czy wciąż właśnie w taki sposób widzi Pani Australię?

AW: Moje spojrzenie na Australię zmienia się. Nigdy nie chciałam, aby wiersz był brany dosłownie. Napisany został jako sarkastyczna i ironiczna odpowiedź na wczesne dyskusje i twierdzenia na temat wielokulturowości, jakie wypowiadane były przez autorów migracyjnych tego czasu, którzy wielbili Australię w poddańczym geście wdzięczności i samo-abnegacji. Dlatego stworzyłam ten protest, opozycyjną deklarację, napisaną w tonie humorystycznym (chociaż był to raczej czarny humor). Jednakże wiersz został odebrany jako poważne oświadczenie, jednopłaszczyznowe i przepełnione złością. Nie byłam w stanie jakkolwiek przeciwdziałać takiej reakcji. Pokazywała ona przede wszystkim jak Australia postrzega autsajdera, migranta, innego. I to dowodzi także tego, jak autor nie ma kontroli nad recepcją swojego dzieła i nie może mieć na nią żadnego wpływu. Mój wiersz może być także postrzegany jako przyczynek do działania wobec niebezpiecznych i niegrzecznych przybyszów. Przypadek ten pokazuje, że coś musiało się stać w kulturze, gdzie obraz w całości został wykreowany przez czytelnika jako efekt jego projekcji. To może dowodzić tego, że cała literatura w efekcie jej recepcji staje się nieprawdziwym tworem, kreowanym ponownie wskutek jej socjo-politycznych modyfikacji.

MK: Kiedy przestała Pani czuć się emigrantką?

AW: Nie czuję się emigrantką, ale także nie czuję się częścią lokalnej tożsamości. Bardzo często rozważałam wszelkie aspekty i pytania związane z gender, przynależnością. grupowaniem, selekcjonowaniem. Obecnie myślę, że jestem wolna od tego wszystkiego. Tak, możliwe jest posiadanie tego oceanicznego uczucie bycia częścią uniwersum. Chociaż żyjemy w czasach, gdzie tożsamość narodowa otwiera swoje nowe oblicze. Współczesna era jest podobna do lat 30-tych, ze swoim rozważaniem grup rasowych, narodowych, religijnej przynależności. Chcę być poza tym wszystkim. Czy jest to możliwe? Bardzo bym chciała. Może to jednak niemożliwe? Niesamowite jest jak idea klasyfikacji i określania zdominowała współczesną kulturę i politykę. Gdzie pasuję? Żyję tu od ponad 50 lat, a więc większość mojego życia.

MK: No właśnie, a co z Pani poczuciem polskości? Czy jest właśnie tak jak w wierszu „Polska”, gdzie Polska to tylko okres dzieciństwa, jednak to już przeszłość, to tylko miejsce na mapie?

AW: Wiersz „Polska” dał mi możliwość testowania takich kwestii jak tożsamość, pamięć, utracony kraj, okres dzieciństwa, ulotność życia, niemożliwość odzyskania, powrotu, ożywienia albo nawet uchwycenia istnienia w ramach języka, obrazu. Psychoanalityk Lacan mówi o występowaniu nieodzyskiwalnego obiektu. Polska jest właśnie tym utraconym krajem, do którego nie można już wrócić, chociaż to nie ma żadnego związku z prawdziwą Polską, lecz chodzi tu raczej o psychologiczny obraz życia, który jest już poza zasięgiem. Tekst wiersza może być także traktowany jako sposób odrzucenia i dławienia pamięci, odmowę poddania się traumie, formę blokady i samo-wyciszenia, które towarzyszą stłumionemu doświadczeniu. Pozwalam jednak czytelnikowi zadecydować, co znaczy ten tekst. Może być on odbierany jako forma nostalgii, chociaż ja sama nie odczytuję go w ten sposób. To jest niesamowite jak wiele możliwości interpretacyjnych jest zawartych w poezji.

MK: Czy od czasu wyjazdu z kraju w 1963 roku była Pani w Polsce?

AW: Nigdy nie wróciłam do Polski, bo przecież Polska, z której wyjechałam w 1963 roku już nie istnieje. Opuściłam inny świat, którego już nie ma. Oglądam polskie filmy, czytam po polsku i mam znajomych, z którym dyskutuję o Polsce. Ale mój angielski jest zdecydowanie lepszy niż polski. Znajomi twierdzą, że mój mówiony polski jest całkiem dobry, ale w jakiś sposób archaiczny, przestarzały, jakby zatrzymał się w roku 1963. To jest ten obszar, do którego mogę wejść, takie wakacje od języka angielskiego. Istnieje dla mnie wciąż ten emocjonalny związek z podstawowym poziomem języka, który da się wyraźnie wyodrębnić. Wydaje się, że jest to język najbardziej pierwotny, język na poziomie emotywnym. Chociaż w języku polskim czuję się jednak inaczej niż w angielskim, mniej pewnie i jestem świadoma, że to jest obszar mojej niedoskonałości, teren gdzie popełniam błędy. To jak chodzenie po nierównej nawierzchni, pełnej dziur i niebezpiecznych przejęzyczeń. Czuję jakbym walczyła z jakimiś przeszkodami, gdyż to obszar utraconej pamięci, ale i odzyskiwania zarazem.

MK: A czy zdarza się Pani jeszcze pisać po polsku?

AW: Ostatnio napisałam tekst w języku polskim w 2004 roku – został opublikowany w pracy zbiorowej „Miasto Domu. Współczesne głosy w poezji australijskiej”. Mogłabym pisać więcej. Tylko, że potrzebowałabym polskiej klawiatury. Kiedy otworzyłam polską pracę wykluczone zostały wszelkie słowa, które nie pasują do angielskiej czcionki. To było wielkie wyzwanie. Następnie przetłumaczyłam to na język angielski. Przyjęłam dwa poziomy języka. Tak jak w moim tekście “Tłumaczenie” (Translate). Ale moje pierwotne pisanie wczesnych lat dzieciństwa to była oczywiście poezja po polsku. Chciałabym pisać więcej w tym języku. Miałam odczyt swoich tekstów w języku polskim w ubiegłym roku, na spotkaniu organizowanym dla polskiej publiczności przez panią Izabelę Ratajczak na Uniwersytecie Monash w Melbourne. Spodobało mi się bardzo. Są planowane i kolejne. Ostatnia moja książka była właściwie oparta na polskiej bajce z mojego dzieciństwa pt. „Konik Garbusek”. Przyniosła mi ją na zajęcia jedna z moich studentek. Dziwnym sposobem osobę tę spotkałam także krótko po przyjeździe do Australii w 1963 roku. Powiedziałam jej wtedy, że chciałabym być pisarką. I tak się złożyło, że jestem.

MK: Jeśli chodzi natomiast o angielski, to Pani proza w tym języku to eksperymentowanie z językiem. Czy to ma związek z Pani doświadczeniami jako emigranta? Jest to efekt dystansu do języka?

AW: Pisanie eksperymentalne jest bardzo dalekie od założenia opartego na niekompletności języka i niepoprawności w jego użyciu Wręcz przeciwnie. W rzeczywistości pokazuje ono umiejętność zachowania niezwykłej płynności, a także wynalazczość wobec języka i możliwość uprawiania gier opartych na konstrukcjach językowych. Taki eksperymentalny język może także służyć realistycznym przedstawieniom i użyciom dosłownym. Dlatego uznawanie go za efekt pewnej niekompetencji językowej jest nieadekwatne. Wyalienowanie języka w pojęciu Brechta jest zabiegiem teatralnym, a nie wynikającym z autobiografii. Błędne opinie na temat mojego pisania zaakceptowano jako prawdę, bo pojawiły się one w druku. To była sztuczka projekcji, manipulacja i upolitycznione użycie literatury dla własnych indywidualnych powodów, dla akademickiego posiadania. Celowo popełniałam błędy, stosując niepoprawnie gramatykę, czy robiąc literówki, ale wszystko to robiłam świadomie i celowo dążąc do defamiliaryzacji języka. Bo moja nauka języka angielskiego była zdominowana przez poznanie zasad poprawności jego użycia, gramatyki i zakresu pojęć. Wracamy do problemu błędnego odczytania moich prac, które zapewne służyło przedstawieniu imigranta jako ignoranta, nieuka, człowieka niższej kategorii.

MK: Obecnie to Pani uczy jak pisać w języku angielskim, jak poprawnie go używać, prowadząc kurs kreatywnego pisania na Uniwersytecie RMIT w Melbourne. Jakich więc rad udziela Pani swoim studentom?

AW: Moi studenci są zachęcani do przyglądania się językowi, patrzenia na różne poziomy jego użycia, uczą się też manipulować językiem. W ten sposób produkują sztuczne, chociaż oparte na akcie w pełni świadomym, artefakty. Rozmawiam z nimi także na temat teorii recepcji dzieła, jak i o Romanie Ingardenie. No i dowiadują się także, w jaki sposób prace literackie ulegają przekształceniu przez społeczeństwo.

MK: Dziękuję za rozmowę.
AW: Dziękuję.

Tłum. z j. angielskiego: Małgorzata Krakowiak

Dodaj komentarz